Rozdział 6
Fun Ghoul stanął obok mnie i wyciągnął swój
zielony raygun. Patrzył na mnie, jakby oczekiwał odpowiedzi na
tylko jemu znane pytanie. Spojrzałem na niego zza przymrużonych
powiek.
-Nie umiesz strzelać? Pokaż jak strzelasz-powiedziałem
znużonym tonem.
Chłopak wyciągnął raygun przed siebie i strzelił w
manekina stojącego 5 metrów od niego. Trochę się przy tym chwiał,
ale strzelił. Podszedłem do manekina i spojrzałem na ranę.
-Nierówna, strasznie poszarpana, jakbyś ruszał
rękami. Boisz się strzelić do kawałka materiału?-spytałem już
głośniej, tak żeby mnie usłyszał.
-No...nie-odpowiedział.
Spojrzałem jeszcze raz na figurę. Rana ewidentnie była
poszarpana i wyglądała jakby strzelono z pistoletu małego kalibru.
Małego kalibru...
Podszedłem do Ghoula i złapałem jego pistolet.
Sprawdziłem pociski świetlne, z których strzelał. Ewidentnie były
za małe jak na taki rozmiar broni.
Długa
droga mnie czeka-pomyślałem.
Jak można być tak głupim i kupić za małe pociski?
-Fun Ghoul, jak można kupić za małe
pociski?-spytałem, patrząc mu w oczy. Wydawało mi się, że
skurczył się o kilka centymetrów.
-N...nie wiem. Przepraszam, Party Poisonie. Ja nie
wiedziałem, że są za małe.
Prychnąłem. Co za debil.
-Miałeś kiedyś broń?-pokiwał głową-No to
powinieneś wiedzieć, że to bardzo podobny typ broni. Na razie
ćwicz z mojego-podałem mu mój żółty raygun. Chłopak wyglądał,
jakby patrzył na rzecz świętą.
-Na pewno?-upewnił się.-To jest twój raygun.
Pokiwałem głową.
-No właśnie. Dlatego masz o niego dbać i nie ściskać
go tak mocno.
Chłopak speszył się; na jego twarzy wykwitły
rumieńce. Widać bardzo się peszył, gdy ktoś mu zwracał uwagę.
Wziął jednak do serca moją radę i strzelił do figury. Podszedłem
do manekina. Rana wyglądała lepiej, była położona bliżej serca
ofiary, nie była tak nierówna i poszarpana. No, już jakiś postęp.
To może nie będzie aż tak źle.
-Gratulacje Ghoul. Ale trening nie polega tylko
na strzelaniu, zdajesz sobie z tego sprawę?-spytałem chłopaka,
patrząc mu w oczy. Miały bardzo ładną barwę, można było w nich
utonąć. Tak pięknych brązowych oczu jeszcze nigdy nie widziałem.
Chłopak pokiwał głową na znak, że rozumie.-Świetnie. Na razie
jeszcze nie będziesz jeździć z nami na misje. Choć sam też nie
możesz zostać...Dobra, trzeba porządnie cię przetrenować. Potem
zobaczymy, co dalej.
Chłopak pokiwał znów głową z kamienną miną.
Przystąpiliśmy do treningu. Chłopak radził sobie całkiem nieźle,
choć czasem bywały momenty, kiedy oboje mieliśmy dość. Jednak
wiedzieliśmy, że nie możemy przestać. On musiał tu być
potrzebny, skoro Doktorek go przysłał. A zsyłki nowych rzadko się
zdarzały. Trenowaliśmy dość długo strzelanie-oczywiście z
mojego rayguna-które po jakiejś godzinie bądź dwóch szło
chłopakowi nieźle, potem przyszła pora na strzelanie do ruchomego
celu oraz do biegania oraz strzelania w tym samym czasie. Było także
dużo ćwiczeń siłowych. Zdążyłem zauważyć, że chłopak nie
jest w zbyt dobrej formie, gdyż po pół godzinie ćwiczeń
wyglądał, jakby miał umrzeć na miejscu. Podszedłem do małej,
dobrze ukrytej lodówki i wyjąłem z niej wodę, którą podałem
chłopakowi, który sapnął ciche „dziękuję” i zaczął
zachłannie pić. Usiadł na podłodze i zaczął oddychać
niespokojnie, pijąc swoją wodę. Kolor jego skóry powoli zaczął
się zmieniać na normalny. Po tej chwili odpoczynku znów
przystąpiliśmy do ćwiczeń.
*
Wracaliśmy do domu samochodem, pozwalając by wiatr
owiewał nam twarze i wchodził nam między włosy. Było to bardzo
przyjemne uczucie, po sześciu intensywnych godzinach treningu w
zamkniętym pomieszczeniu bez jakiegokolwiek dostępu do świeżego
powietrza. W trakcie jazdy nie odzywaliśmy się do siebie. Ja byłem
zajęty oglądaniem się na trasę, którą jedziemy, a Ghoul miał
rozglądać się za niebezpieczeństwami bądź czymś wyglądającym
nienaturalnie. Jak na razie nie miał żadnych uwag, więc jechaliśmy
w spokoju. To dziwne-myślałem-Korse nie wysyła swoich
ludzi? Przecież jesteśmy łatwym celem.
Niepewnie spojrzałem w bok, jednak niczego tam nie
zobaczyłem. Było to miłe i dziwne jednocześnie. Naprawdę. Jazda
minęła nam bardzo szybko, oraz w spokoju. Po parunastu minutach
zatrzymaliśmy się pod mieszkaniem od Doktorka. Wyskoczyłem z
samochodu, nie bawiąc się nawet w otwieranie drzwi. Odgarnąłem
czerwone kosmyki włosów, które wpadały mi w oczy. Kiedyś je
zetnę nożyczkami, pomyślałem. Na palcach zostały mi różowe
ślady po farbie do włosów-świetnie,
schodzi mi. Zmęczony,
wszedłem do domu, po czym nie zdejmując nawet z siebie ubrań,
dosłownie padłem na kanapę. Sprężyny lekko zatrzeszczały pod
ciężarem mojego ciała. Powoli miałem dość roli szefa i ojca
wszystkich. Chciałbym normalnie pójść spać, a nie być wzywany o
różnych godzinach do różnych miejsc, a czasem nawet stref. Bardzo
chciałbym doznać odpoczynku, takiego jaki ma mój brat. Kid nie
musi wiele robić, choć często wysyła się go na różne misje,
zwiady. Jest dobry pod względem cichego i niezauważalnego
przemieszczania się. Dlatego też, gdy Doktorek potrzebował
szpiegów brał często mojego brata. Wiadomo, nie była to łatwa
praca. Na każdym kroku mogły się czaić kamery, mogli cię
obserwować z ukrycia i nagle zaatakować. Gdy tylko go wysyłają na
przeszpiegi, proszę go, by uważał na siebie. Wiadomo, jako jego
starszy brat nie chciałbym go stracić. Obawiam
się o niego a on o mnie. Nie
za często to sobie mówimy, ale jako bracia, wiemy to. To
chyba jakoś jest zaprogramowane w naszych umysłach. To
jakaś cecha wrodzona, albo jesteśmy bardzo wrażliwi. Do wyboru do
koloru.
Przed oczami stanęła
mi nagle mała dziewczynka. Miała dość pulchną twarzyczkę i
krótkie, jasne włoski. Patrzyła na mnie swoimi pięknymi,
niebieskimi oczkami i uśmiechała się. Próbowałem ją sobie
wyobrazić jako starszą. Miała już dłuższe włoski, sięgające
ramion, jej oczy były już niebiesko-zielone. Cały czas patrzyła
na mnie, ale nie tak samo jak wtedy, gdy była młodsza. Ten wzrok
był o wiele mądrzejszy. Przed
oczami stanęła mi twarz kobiety.
Miała czarne włosy spięte w dwa kucyki, piękne, brązowe oczy
oraz usta wyciągnięte w szerokim uśmiechu. Jej ramiona pokryte
były masą tatuaży. Mała dziewczynka podbiegła do kobiety, która
ją podniosła. Obie się uśmiechały.
Moje powieki robiły
się coraz cięższe. Próbowałem się temu oprzeć, ale to było
trudne. W końcu, zmęczony, zasnąłem.