poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Tak więc oto nadchodzi rozdział, który dedykuję kochanej Dominice ( http://foreverevenuntotheend.blogspot.com/ )
Dziękuję Ci kochana za wspieranie mnie i wchodzenie na tego bloga, kiedy nikt inny tego nie robił. To naprawdę wiele dla mnie znaczy, Twoje wsparcie i pomoc.
Indżoj! :

Rozdział 4


Siedziałem na krześle w kuchni, słuchając planu Kobry.
-Nie, tak nie można. Przy Desert Sunset czają się Drakuloidy. Mogą nas zabić. Lepiej przejść tędy-pokazałem małą plamkę na mapce.-Droga jest dłuższa, ale tam nie ma Drakuloidów, bo nie mają się gdzie ukryć i jest to niedaleko budynku w którym pracuje Doktor D. I zobacz, zajdziemy S/C/A/R/E/C/R/O/W Unit od przodu, podczas gdy Korse będzie myślał, że zaatakujemy od tyłu.
Kobra pokiwał głową z uznaniem, a ja poczułem, że wreszcie wiem, czemu Doktor Death Defying wybrał mnie na szefa tej strefy. Usłyszałem brzdęk upadającego metalu. To Jet Star naprawiał jedno z nieużywanych i porzuconych aut. Nagle z radyjka dobiegł mnie głos Shiny Drug:
-Party Poison, Party Poison, zgłoś się.
Złapałem za radyjko i przyłożyłem je do ust.
-Tu Party Poison. Co się dzieje?
-Fun Ghoul. On...to niewiarygodne.
-Shiny, o co chodzi?
-Przyjedź do szpitala. Teraz. Over.
Włożyłem radyjko do kieszeni spodni i zacząłem składać mapę, którą następnie schowałem do kieszeni spodni. Podszedłem do niewielkiej lodóweczki i wyjąłem z niej niewielką butelkę wody. Napiłem się trochę i odłożyłem na miejsce.
-Kobra, ja idę do szpitala. Przekaż to Starowi.
Brat kiwnął głową, a ja narzuciłem na siebie kurtkę i wyszedłem z domu, rozglądając się dokoła, gdzie panowały pustki, jeśli nie liczyć kilku porzuconych domów i kilku drzew. Ruszyłem w stronę szpitala, wciąż się rozglądając. Nagle usłyszałem świst i biała kreska przeleciała koło mojego ucha. Wyjąłem szybko swój raygun i strzeliłem. Żółta smuga przecięła powietrze i niemalże trafiła w Drakuloida. Oczywiście, nie chciałem go zabić. To miał być sygnał, że mam broń i mogę zaatakować. Drakuloid oddał strzał, przed którym uciekłem i schowałem się w krzaku. Teraz przydałby mi się Mousekat. Nie mógłby mi strzelić w głowę. No tak. Czasem najprostsze rozwiązania są najlepsze i najtrudniej o nich pamiętać. Wyszedłem z krzaka i oddałem strzał, zaczynając biec w stronę szpitala. Drakuloid wciąż był za mną, nie poddawał się. Co jakiś czas do mnie strzelał, na co ja odpowiadałem tym samym. Oczywiście, w biegu trudno się strzela, ale Drakuloidy musiały to umieć, bo białe smugi kilka razy niemal mnie dotknęły. Po kilku minutach biegu, strzeliłem wrogowi w brzuch. Padł na ziemię, skowycząc żałośnie z bólu. Nie miałem czasu bić się z myślami, gdyż zobaczyłem budynek szpitala. Wbiegłem do środka i podszedłem do recepcji, gdzie tym razem stała Rainbow Cat. Ze swoimi krótkimi, różowymi włosami, w żółtej koszulce i białych, poszarpanych spodenkach rzeczywiście wyglądała jak tęczowa kotka. Gdy tylko mnie zobaczyła, uśmiechnęła się.
-Party! Co tu robisz?
-Drakuloidy-wydyszałem.-Są tutaj. Z jednym walczyłem. Zawiadom ludzi.
Dziewczyna pobladła, ale spełniła mój rozkaz. W końcu ja tu byłem szefem. Poza tym Drakuloidy są naprawdę potężnym wrogiem.
Gdy Cat skończyła zawiadamiać ludzi, spojrzała na mnie.
-Dzięki. To kogo przyszedłeś odwiedzić?
-Fun Ghoula.
-A, tak. Wiem, który. Dobra, nadal jest w szóstce.
Podziękowałem dziewczynie i ruszyłem w stronę sali. Wszedłem do sali i spojrzałem na Killjoya. Ten zaś patrzył na mnie. Co? On...? Nie, Party, coś ci się przewidziało.
-Party Poison-wychrypiał, a ja podszedłem bliżej.-Widzę Party Poisona. Czym sobie na to zasłużyłem?
Spojrzałem na chłopaka. Jego twarz była kompletnie bez wyrazu, oczy patrzyły prosto w moje oczy, a usta ułożone były w cienką kreskę.
-Jestem szefem Battery City. Nic dziwnego, że się o każdego martwię.
Chłopak uśmiechnął się blado, a w jego policzkach zrobiły się niewielkie dołeczki. Wyglądał tak uroczo... Nie! Party, ty nie jesteś homo! Ty masz żonę, która każdego cholernego dnia czeka, aż do niej zadzwonisz! Masz córkę!
-Dobrze się czujesz?-spytałem, na co chłopak wzruszył ramionami.
-Nie jest źle. Może niedługo stąd wyjdę.
Staliśmy przez chwilę w ciszy, nie wiedząc, o czym możemy mówić.
Do sali weszła jedna z pielęgniarek, Dead Pony, ubrana w białą sukienkę, czarne spodnie oraz trampki. Spojrzała na Fun Ghoula.
-Hej Fun. Jak się czujesz?
-Nie jest źle. W sumie...nawet nie boli.
-To dobrze. Rainbow mówi, by cię wypisać. Ale wyjdziesz stąd dopiero rano-odparła, widząc radosną minę chłopaka. Ten spochmurniał i spojrzał na mnie obrażony. Był bardzo dziecinny. Zaśmiałem się.
-Co się cieszysz?-spytał mnie, patrząc na pielęgniarkę bykiem.
Nie odpowiedziałem. Musiałem dać mu czas do uspokojenia się. Przez chwilę staliśmy w ciszy, nie wiedząc, co powiedzieć. Po chwili Pony powiedziała, że musi wyjść. Zostaliśmy sami. Spojrzałem na niego. Wyglądał lepiej. Nie miał już masy kabelków, tylko jeden mały. Dopiero teraz zauważyłem u niego kolczyki tunele oraz dziurkę w nosie i maluteńką dziurkę w wardze-jak widać, miał tam kolczyki. Zauważyłem tak malutkie dziurki, ponieważ były lekko opuchnięte.
-Nosisz kolczyki?-zaczepiłem, na co odpowiedział wzruszeniem ramion.-Wiesz, że teraz będziesz musiał z nich zrezygnować?
Chłopak spojrzał na mnie lekko przestraszony. Widać bardzo lubił swoje kolczyki.
-Ale...czemu mam zrezygnować?-spytał chłopak.
-Z ust i nosa będzie je łatwo wyrwać. Poza tym, jak będziesz na jakiejś misji, to lepiej żebyś ich nie miał. Tutaj się nie nosi ozdób, a jak ty będziesz miał, to cię rozpoznają. Już i tak mogą to zrobić z powodu tatuaży,
Chłopak prychnął.
-A niedawno je robiłem-mruknął.
-Tutaj się wyrzeka z wielu rzeczy; Na pustyni nie ma łatwego życia. Każdy dzień to walka, psychiczna albo fizyczna. Właśnie, byłeś już szkolony?-spytałem.
-Nie, nie byłem. A powinienem być?
Westchnąłem. Kolejny obowiązek na moją osobę, cudownie. Jakbym już nie miał dużo zajęć.
-Tak, powinieneś. Jak wyjdziesz, od razu bierzemy się za trening. Czeka nas długa robota.
Po tych słowach wyszedłem z sali, nawet się z nim nie żegnając.
Ruszyłem w drogę powrotną do domu. Muszę sobie zapisać w kalendarzu, że trzeba trenować z tym nowym, Fun Ghoulem.
Tumany piasku wznosiły się i opadały. Powietrze było ciężkie i gorące, jak zawsze. To był jeden z minusów życia na pustyni. Innym jest też brak kryjówek przed Drakuloidami. Chociaż jest dużo domów pustych, to nikt nie ma pewności, że tam nie będą czyhać ONI.
Tutaj, na pustyni wszystko jest niepewne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz