środa, 16 kwietnia 2014

Rozdział 6

Fun Ghoul stanął obok mnie i wyciągnął swój zielony raygun. Patrzył na mnie, jakby oczekiwał odpowiedzi na tylko jemu znane pytanie. Spojrzałem na niego zza przymrużonych powiek.
-Nie umiesz strzelać? Pokaż jak strzelasz-powiedziałem znużonym tonem.
Chłopak wyciągnął raygun przed siebie i strzelił w manekina stojącego 5 metrów od niego. Trochę się przy tym chwiał, ale strzelił. Podszedłem do manekina i spojrzałem na ranę.
-Nierówna, strasznie poszarpana, jakbyś ruszał rękami. Boisz się strzelić do kawałka materiału?-spytałem już głośniej, tak żeby mnie usłyszał.
-No...nie-odpowiedział.
Spojrzałem jeszcze raz na figurę. Rana ewidentnie była poszarpana i wyglądała jakby strzelono z pistoletu małego kalibru. Małego kalibru...
Podszedłem do Ghoula i złapałem jego pistolet. Sprawdziłem pociski świetlne, z których strzelał. Ewidentnie były za małe jak na taki rozmiar broni.
Długa droga mnie czeka-pomyślałem. Jak można być tak głupim i kupić za małe pociski?
-Fun Ghoul, jak można kupić za małe pociski?-spytałem, patrząc mu w oczy. Wydawało mi się, że skurczył się o kilka centymetrów.
-N...nie wiem. Przepraszam, Party Poisonie. Ja nie wiedziałem, że są za małe.
Prychnąłem. Co za debil.
-Miałeś kiedyś broń?-pokiwał głową-No to powinieneś wiedzieć, że to bardzo podobny typ broni. Na razie ćwicz z mojego-podałem mu mój żółty raygun. Chłopak wyglądał, jakby patrzył na rzecz świętą.
-Na pewno?-upewnił się.-To jest twój raygun.
Pokiwałem głową.
-No właśnie. Dlatego masz o niego dbać i nie ściskać go tak mocno.
Chłopak speszył się; na jego twarzy wykwitły rumieńce. Widać bardzo się peszył, gdy ktoś mu zwracał uwagę. Wziął jednak do serca moją radę i strzelił do figury. Podszedłem do manekina. Rana wyglądała lepiej, była położona bliżej serca ofiary, nie była tak nierówna i poszarpana. No, już jakiś postęp. To może nie będzie aż tak źle.
-Gratulacje Ghoul. Ale trening nie polega tylko na strzelaniu, zdajesz sobie z tego sprawę?-spytałem chłopaka, patrząc mu w oczy. Miały bardzo ładną barwę, można było w nich utonąć. Tak pięknych brązowych oczu jeszcze nigdy nie widziałem. Chłopak pokiwał głową na znak, że rozumie.-Świetnie. Na razie jeszcze nie będziesz jeździć z nami na misje. Choć sam też nie możesz zostać...Dobra, trzeba porządnie cię przetrenować. Potem zobaczymy, co dalej.
Chłopak pokiwał znów głową z kamienną miną. Przystąpiliśmy do treningu. Chłopak radził sobie całkiem nieźle, choć czasem bywały momenty, kiedy oboje mieliśmy dość. Jednak wiedzieliśmy, że nie możemy przestać. On musiał tu być potrzebny, skoro Doktorek go przysłał. A zsyłki nowych rzadko się zdarzały. Trenowaliśmy dość długo strzelanie-oczywiście z mojego rayguna-które po jakiejś godzinie bądź dwóch szło chłopakowi nieźle, potem przyszła pora na strzelanie do ruchomego celu oraz do biegania oraz strzelania w tym samym czasie. Było także dużo ćwiczeń siłowych. Zdążyłem zauważyć, że chłopak nie jest w zbyt dobrej formie, gdyż po pół godzinie ćwiczeń wyglądał, jakby miał umrzeć na miejscu. Podszedłem do małej, dobrze ukrytej lodówki i wyjąłem z niej wodę, którą podałem chłopakowi, który sapnął ciche „dziękuję” i zaczął zachłannie pić. Usiadł na podłodze i zaczął oddychać niespokojnie, pijąc swoją wodę. Kolor jego skóry powoli zaczął się zmieniać na normalny. Po tej chwili odpoczynku znów przystąpiliśmy do ćwiczeń.
*
Wracaliśmy do domu samochodem, pozwalając by wiatr owiewał nam twarze i wchodził nam między włosy. Było to bardzo przyjemne uczucie, po sześciu intensywnych godzinach treningu w zamkniętym pomieszczeniu bez jakiegokolwiek dostępu do świeżego powietrza. W trakcie jazdy nie odzywaliśmy się do siebie. Ja byłem zajęty oglądaniem się na trasę, którą jedziemy, a Ghoul miał rozglądać się za niebezpieczeństwami bądź czymś wyglądającym nienaturalnie. Jak na razie nie miał żadnych uwag, więc jechaliśmy w spokoju. To dziwne-myślałem-Korse nie wysyła swoich ludzi? Przecież jesteśmy łatwym celem.
Niepewnie spojrzałem w bok, jednak niczego tam nie zobaczyłem. Było to miłe i dziwne jednocześnie. Naprawdę. Jazda minęła nam bardzo szybko, oraz w spokoju. Po parunastu minutach zatrzymaliśmy się pod mieszkaniem od Doktorka. Wyskoczyłem z samochodu, nie bawiąc się nawet w otwieranie drzwi. Odgarnąłem czerwone kosmyki włosów, które wpadały mi w oczy. Kiedyś je zetnę nożyczkami, pomyślałem. Na palcach zostały mi różowe ślady po farbie do włosów-świetnie, schodzi mi. Zmęczony, wszedłem do domu, po czym nie zdejmując nawet z siebie ubrań, dosłownie padłem na kanapę. Sprężyny lekko zatrzeszczały pod ciężarem mojego ciała. Powoli miałem dość roli szefa i ojca wszystkich. Chciałbym normalnie pójść spać, a nie być wzywany o różnych godzinach do różnych miejsc, a czasem nawet stref. Bardzo chciałbym doznać odpoczynku, takiego jaki ma mój brat. Kid nie musi wiele robić, choć często wysyła się go na różne misje, zwiady. Jest dobry pod względem cichego i niezauważalnego przemieszczania się. Dlatego też, gdy Doktorek potrzebował szpiegów brał często mojego brata. Wiadomo, nie była to łatwa praca. Na każdym kroku mogły się czaić kamery, mogli cię obserwować z ukrycia i nagle zaatakować. Gdy tylko go wysyłają na przeszpiegi, proszę go, by uważał na siebie. Wiadomo, jako jego starszy brat nie chciałbym go stracić. Obawiam się o niego a on o mnie. Nie za często to sobie mówimy, ale jako bracia, wiemy to. To chyba jakoś jest zaprogramowane w naszych umysłach. To jakaś cecha wrodzona, albo jesteśmy bardzo wrażliwi. Do wyboru do koloru.
Przed oczami stanęła mi nagle mała dziewczynka. Miała dość pulchną twarzyczkę i krótkie, jasne włoski. Patrzyła na mnie swoimi pięknymi, niebieskimi oczkami i uśmiechała się. Próbowałem ją sobie wyobrazić jako starszą. Miała już dłuższe włoski, sięgające ramion, jej oczy były już niebiesko-zielone. Cały czas patrzyła na mnie, ale nie tak samo jak wtedy, gdy była młodsza. Ten wzrok był o wiele mądrzejszy. Przed oczami stanęła mi twarz kobiety. Miała czarne włosy spięte w dwa kucyki, piękne, brązowe oczy oraz usta wyciągnięte w szerokim uśmiechu. Jej ramiona pokryte były masą tatuaży. Mała dziewczynka podbiegła do kobiety, która ją podniosła. Obie się uśmiechały.
Moje powieki robiły się coraz cięższe. Próbowałem się temu oprzeć, ale to było trudne. W końcu, zmęczony, zasnąłem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz