Endżoj:
One-shot
Waiting
for a miracle
Słowo.
Jedna z największych potęg, jakie otrzymał człowiek. Słowami
możemy wyrazić swoje uczucia, emocje. Ale nimi możemy także kogoś
urazić, czy pocieszyć. Słowa są niezbędne w naszym życiu; one
są wszędzie. Gdzie nie spojrzysz, one są. Na reklamach, pudełkach
czy w człowieku.
Ale są
osoby, które nie mają słów. Porozumiewają się za pomocą wzroku
czy gestów. Przez całe życie są zamknięci w klatce wiecznej
ciszy.
Jedną z
takich osób jest mój chłopak, Gerard Way, który nie dość, że
jest osobą niemą, to jest niestabilny psychicznie. Pomyślicie
sobie pewnie, jak można kogoś takiego kochać. Ja wam odpowiem, że
nie ważne jest, czy człowiek dużo mówi, czy milczy, ale jaki jest
wewnątrz. A Gerard jest osobą przyjazną, miłą, ale też
nieśmiałą. Jest cudowny. Jeśli kogoś kochasz, najpierw zwracasz
uwagę na to, jaką ktoś jest osobą. Ważna jest głębia.
Gerard już
od czasu porodu jest osobą niemą i niestabilną psychicznie, ale
matka wychowywała go jak normalne dziecko. Nie porzuciła go, jak to
mają w zwyczaju niektóre kobiety. Teraz Gerard jest normalny.
Prawie.
* * * *
Stałem przy
blacie kuchennym parząc sobie kawę, gdy usłyszałem kroki Gerarda.
-Hej kotek.
Chcesz kawy?-spytałem, a Gerard pokiwał głową.
Wyjąłem
kubek, nasypałem ziarenka kawy, po czym zaparzyłem wodę. Gdy ta
była gotowa, zalałem ziarnka, a kubek podałem Gerardowi, który
mówił mi nieme „dziękuję”. Uśmiechnąłem się do niego.
Zaczęliśmy
pić nasze kawy. W naszym domu zawsze było cicho. Gdyby nie ja,
można by pomyśleć, że nikt tu nie mieszka. Gerard poruszał się
prawie bezszelestnie, więc trudno było usłyszeć gdzie i czy w
ogóle idzie.
-Gerard-zacząłem,
obejmując kubek rękami i kładąc go na stole.-Powiesz coś?
„Powiesz”
oznaczało napisane czegoś na tabliczce mazakiem. Tak głównie
wyglądały nasze rozmowy. Ja mówiłem, on pisał.
Złapał
tabliczkę, po czym zaczął pisać. Po chwili pokazał mi, co było
napisane.
Chciałbym
mówić.
Dwa słowa. Tylko dwa słowa wyrażające wszystkie
uczucia Gee. Podszedłem do chłopaka, po czym pocałowałem go w
usta. Miały lekki posmak kawy, której przed chwilą się napił.
-Kotek, ja wiem-szepnąłem-Ale ja cię kocham takim,
jakim jesteś.
On znów złapał tabliczkę, zmazał to co przed chwilą
napisał i znów zaczął pisać. Patrzyłem co wychodzi spod jego
zgrabnych dłoni.
Ty
nie wiesz jak to jest nie mówić. To gorzej niż nie istnieć.
Potem z jego oczu popłynęły łzy.
-Czasami musimy urosnąć silniejsi, ale ty nie możesz
być silny w ciemności-zanuciłem.
I
gdyby oni tylko mogli wiedzieć co chciałbym powiedzieć...
Rozpłakał się na dobre. Wiem, że gdyby był w stanie
mówić, wyżaliłby mi się.
Powiedziałby, że on nie chce żyć jak odludek, jak
inny. Ale nie mógł.
Przytuliłem chłopaka, który zaczął mi moczyć
ubranie swoimi łzami. Nie przeszkadzało mi to. Wręcz przeciwnie,
cieszyłem się, że to zrobił, bo wreszcie pozbył się tego
ciężaru i wyżalił się; wyrzucił to z siebie.
Szeptałem chłopakowi słowa otuchy, głaskałem po
włosach, choć wiedziałem, że to niewiele pomoże. Słowa to
potęga w tych czasach.
Przytuliłem głowę chłopaka do swojej klatki
piersiowej. W tej pozycji trwaliśmy parę chwil. Następnie, gdy
chłopak wyglądał jakby się pozbył złych uczuć, ruszyliśmy do
salonu. Tam usiedliśmy na kanapie. Nie wiedzieliśmy co zrobić,
powiedzieć czy pokazać. Chłopak patrzył na mnie swoimi czerwonymi
od płaczu oczami. Od tego widoku łamało mi się serce. Nie
chciałem, żeby cierpiał. Chciałbym przejąć na siebie jego
cierpienie. Jedynym, co było teraz dla mnie teraz ważne to ujrzeć
chłopaka uśmiechniętego, pełnego radości i dystansu do świata.
Usiadłem koło swojego chłopaka, po czym złapałem go za
rękę-zupełnie jak wtedy, gdy bałem się wyznać mu swoją miłość,
przemknęło mi przez głowę-i mocno ją ścisnąłem. Poczułem, że
Gerard odwzajemnia uścisk oraz że opiera swoją głowę na moim
ramieniu. Przez długi czas milczeliśmy. Można było usłyszeć
tykający cicho zegar w kuchni, bądź kłótnie sąsiadów
mieszkających obok nas. Żadne z nas nie chciało się odezwać; nie
mieliśmy ochoty na psucie tej chwili. Powoli więc zatracałem się
w moich wspomnieniach...
* *
Siedziałem
na tylnym fotelu w samochodzie, machając nogami ze zniecierpliwienia
oraz zdenerwowania.
-Ale
mamo, dlaczego mnie ciągniesz do tej pani Way? Nie chcę tam
iść!-krzyknąłem, po czym strzeliłem pokazowego focha.
-Franuś,
ile mam Ci powtarzać. Donna ma dziś urodziny. Poza tym ma dzieci.
Dwójkę chłopców, nie pamiętam już jak się nazywają, ale są
bardzo mili. Więc ty też postaraj się być, dobrze?-spytała, a
ja, już mniej obrażony, pokiwałem głową.
Gdy
mama zaparkowała przed dużym jasnym domem, rozpiąłem się z
pasów, po czym wyskoczyłem z auta. Mama złapała mnie za rękę,
po czym podeszliśmy do drzwi, do których wspólnie zapukaliśmy.
Usłyszeliśmy cichą melodię, oraz kroki po drugiej stronie i po
krótkiej chwili pani Way otworzyła nam drzwi. Była bardzo wysoka,
miała blade włosy, duże oczy oraz usta. Uśmiechnęła się.
-Linda!
Kochana, witaj!-pocałowały się w policzki. Jak tak można? Mamo,
stoję obok ciebie! Po chwili pani Way zobaczyła i mnie.-Franuś,
skarbie, witaj! Jak tam! Dawno cię nie widziałam, ile masz już
lat?
-Dwanaście,
proszę pani-odpowiedziałem, a pani z bladymi włosami pokiwała
głową.
-Aleś
wyrósł! Jesteś bardzo podobny do matki. Po niej odziedziczyłeś
tę twarz. Stuprocentowa mamusia.
-Donna,
przestań-powiedziała moja matka rumieniąc się.
-No
dobrze, nie będę cię już zamęczać. Chodź, zaprowadzę Cię do
pokoju, w którym będziecie się bawić.
Ruszyłem
schodami, strasznie krętymi na górę. Tam pani Way wprowadziła
mnie do jakiegoś pokoju.
-Jakbyście
mieli problemy, żabeczki, jestem na dole-uśmiechnęła się i
wyszła, zamykając cicho drzwi. Rozejrzałem się, szukając
chłopców, z którymi miałem się bawić. Zauważyłem jednego
chłopaka, blondyna. Miał okulary, a włosy spadały mu na oczy.
Ubrany był w czarną koszulkę ze spranym logo jakiegoś zespołu
oraz granatowe spodnie i trampki. Zauważył, że się mu przyglądam,
po czym podszedł do mnie z uśmiechem na ustach.
-Jestem
Michael. Dla przyjaciół Mikey.
-Frank-powiedziałem,
a chłopak wyciągnął rękę na powitanie. Uścisnąłem ją. Nie
powiem, miał mocny chwyt.-Moja mama mówiła, że jest was dwóch.
Gdzie jest ten drugi chłopak?
-Gerard?
Śpi. Ostatnimi czasy jakoś często, no ale ma biedaczyna prawo. Co
lubisz robić, Frank?-zmienił temat. Wzruszyłem ramionami.
-Słucham
dużo muzyki.
-Jakiej?-Widać
było, że blondyna to interesuje.
-Misfits,
Smashing Pumpkins, Black Flag...
Chłopak
pokiwał głową ze zrozumieniem. Zauważyłem blask w jego oczach,
więc widać było, że podoba mu się muzyka, której słucham.
-Byłeś
na koncercie Pumpkinsów w tamtym roku?-spytał blondyn. Pokiwałem
głową. Chłopak zagwizdał.-Nieźle. Gdzie stałeś?
-W
pierwszym rzędzie. Przybiłem nawet żółwika z wokalistą.
Chłopak
zrobił wielkie oczy, widać było, że mu zaimponowałem. Od małego
chodziłem na koncerty i stało się dla mnie normalnością, że
ludzie reagują tak jak Mikey.
-Już
myślałem, że mama zaprosi matkę z jakimś nudnym dzieciakiem, ale
ty jesteś całkiem spoko-powiedział Mikey.
Rozmowę
przerwało nam pukanie do drzwi, które po chwili leciutko się
otworzyły. Za nimi stał całkiem wysoki i bardzo chudy chłopak o
mocno czarnych włosach. Garbił się. Podszedł powoli do blondyna,
po czym mocno go przytulił, chowając swoją głowę w jego klatce
piersiowej. Okularnik pogłaskał czarnowłosego po głowie.
-Znów
koszmar, Gee?-kiwnięcie głową. Mikey chyba musiał zrozumieć.-Nie
zaśniesz sam w drugim pokoju?-przeczenie.-No dobrze, chodź,
będziesz spać u mnie. Nie będziemy nigdzie z Frankiem wychodzić,
ani na sekundkę. Obiecujemy.
Nagle
chłopak podniósł głowę i spojrzał na mnie. Miał piękne,
hipnotyzujące zielone oczy z niebieską obwódką. Patrzył na mnie
uważnie, ale później przeniósł wzrok na brata. Wstał, po czym
podszedł do łóżka, zgrabnie tam wszedł, złapał skrawek kołdry,
mocno ją przytulił, po czym wtulając twarz w poduszkę, zasnął.
Patrzyłem na tę scenę lekko zdziwiony. To nie było normalne. Tak
zazwyczaj nie zachowują się normalni ludzie. Patrzyłem cały czas
na Gerarda, zgarbionego nawet podczas snu i spokojnie oddychającego
w poduszkę brata. Zastanawiała mnie ta rodzina, naprawdę. Czy ktoś
mi to wszystko wyjaśni?
Mikey
musiał zauważyć dziwność sytuacji, ponieważ przeniósł wzrok
na Gerarda.
-To
dobry dzieciak. Może nie jest zbyt opiekuńczy, jak na starszego
brata przystało, ale to naprawdę porządny człowiek. Ostatnio
odpoczynek dawał mu tylko sen, ale teraz i to nie pomaga, nic już
nie pomaga-blondyn cały czas patrzył na swojego brata.-Może kiedyś
spróbujemy innych sposobów-oczy chłopaka się zaszkliły.
Okularnik pociągnął nosem.-Przepraszam cię, Frank. Po prostu on
jest dla mnie bardzo ważny, nie wybaczyłbym sobie, gdyby coś mu
się stało. Jestem za niego odpowiedzialny. On mnie potrzebuje.
-Ale...o
jakim odpoczynku mówiłeś? O co ci chodziło? Odpoczynek od czego?
W
tym momencie matka kazała mi zejść na dół, gdyż chciała wrócić
do domu.
*
Otworzyłem
oczy. Ze zdziwieniem zauważyłem, że leżę na kanapie w salonie,
okryty kocem. Przed oczami stanął mi widok Gerarda okrywającego
mnie kocem, który sprawił, że aż przyjemnie mi się zrobiło na
sercu. Powoli wstałem, po czym ruszyłem do naszego-mojego pokoju po
czyste ubrania. Wszedłem trzeszczącymi się schodami na górę, po
czym otworzyłem drzwi od mojego pokoju. Natychmiast zauważyłem, że
w łóżku, okryty tylko cienką poszwą, leży śpiący Gerard. Jego
włosy zakrywały większą część twarzy, usta miał lekko
rozchylone, słychać było, jak spokojnie i miarowo oddycha.
Podszedłem powoli do
niego, po czym wyjąłem z dna szafy gruby koc i okryłem nim
chłopaka. Natychmiast przypomniało mi to wspomnienie, które
mówiło o odpoczynku.
„Ostatnio odpoczynek
dawał mu tylko sen, ale teraz i to nie pomaga, nic już nie
pomaga”-uśmiechnąłem
się. Czyżby? Sięgnąłem po ubrania, po czym cicho poszedłem do
łazienki. Tam zdjąłem z siebie wczorajszą koszulkę, spodnie oraz
bieliznę. Niechętnie spojrzałem na postać w lustrze. Miała
strasznie wystające kości miedniczne oraz kości żeber, ramiona
miała wychudzone, przypominały wysuszone patyki, oraz długie,
potargane, czarne włosy z grzywką zasłaniającą pół twarzy.
Postać
miała
niezbyt duże, brązowe oczy oraz dziecięcą twarz. Odsunąłem
się, a postać w lustrze zrobiła to samo. Natychmiast się ubrałem,
po czym złapałem kredkę do oczu i zacząłem się malować. Dużo
czasu zajęło mi zrobienie wodnej kreski. Gdy byłem gotowy,
wyszedłem i ruszyłem w stronę kuchni. Przeczesałem włosy
palcami, po czym zacząłem wyjmować składniki do zrobienia
naleśników. Do niektórych oczywiście, przez swój niski wzrost
nie sięgałem, ale jak wszedłem na krzesło bądź stanąłem na
palcach, to udało mi się dostać. Specjalnie dla mnie te szafki
były powieszone niżej niż normalnie miały być, ale czasem i tak
to jest za wysoko.
Wymieszałem
wszystkie składniki i gdy ciasto-a raczej to, co
się wylewało na patelnię-
było już gotowe, zacząłem wylewać je na patelnię. Przewracałem
naleśniki, żeby się nie przypiekły, po czym kładłem je na
talerz. Gdy były już gotowe, nałożyłem
na ciasto trochę serka homogenizowanego i zawinąłem je oraz
polałem sosem truskawkowym-Gerard go uwielbia. Danie przełożyłem
na dwa talerze. Wyglądało smacznie. Złapałem talerze i sztućce
po czym ruszyłem w stronę sypialni, mając nadzieję, że Gerard
już nie śpi. Bardzo trudno było chodzić z taką obstawą. Prawie
wywróciłem się na schodach, ale udało mi się uratować danie.
Wszedłem do pokoju-na szczęście, Gerry już nie spał. Podałem mu
jeden z talerzy, po czym pocałowałem chłopaka w usta.
-Smacznego, mój śpiochu-powiedziałem.
Gerard spojrzał na mnie, po czym z jego oka popłynęła
mała łza i spłynęła po policzku. Zaczął jeść naleśniki
razem ze mną. Nie będę skromny, ale powiem, że wyszły bardzo
dobre. Gdy skończyliśmy jeść, talerze odłożyliśmy na biurko
Gerarda zawalone jego pracami. Położyliśmy się obok siebie.
Gerard wtulił głowę w mój tors, a ja poczułem łzę, jedną
malutką na mojej koszulce. Wtopiłem palce we włosy Gerarda.
-Gerard, czemu płaczesz?-spytałem. On podniósł głowę
i zaczął poruszać ustami. Z początku wychodziło coś na kształt
skrzeku, ale on się nie poddawał. Przybliżyłem ucho do jego ust,
więc jego oddech owiewał moją twarz.
-...F...Fh...a...nk. Koch...am Cię-wyszeptał Way. Z
mojego policzka popłynęła łza. To był dzień, który znaczył
dla mnie wszystko.
Jest trochę powtórzeń, ale ogólnie twój styl pisania jest fajny c:
OdpowiedzUsuńPodoba mi się pomysł z niemym Gerardem, jest to naprawdę oryginalne, wykracza poza te wszystkie shoty o nowotworze ;)