Hej!
Na początku chciałabym przeprosić, że tyle mnie nie było, ale szkoła i zajęcia dodatkowe zabierają masę czasu. Na dodatek cierpię na brak weny. I muszę sama sprawdzać swoje błędy, więc to też trochę czasu zabiera. Ale dziś jest, już jest, nowy rozdział. Pojawia się!
Ędżoj!:
Rozdział
2
Podszedłem
do chłopaka i trąciłem go ramieniem. Ten odwrócił głowę.
Pierwsze, co zauważyłem, było to, że miał bardzo dziecięcą
twarz oraz długie, brązowe włosy. Uśmiechnął się do mnie.
-Hej.
Jestem Fra...-brat trącił chłopaka ramieniem.-A tak. Fun Ghoul.
-Co
on tu robi?-spytałem brata. Ten przeczesał włosy palcami.
-Jestem
Killjoyem-oświadczył
chłopak.-Doktor D kazał mi
iść do strefy osiem, gdyż uważa, że jest tam za mało ludzi.
Więc jestem.
Po
raz drugi się we mnie zagotowało. Czyli Defying twierdzi, że
jestem beznadziejny i dodaje mi kolejnych ludzi do opieki?
Zmiąłem
gazetę w ręku. Oddychałem niespokojnie, patrząc na Ghoula, który
spoglądał na mnie spokojnie. Poczułem jak palce Kobry zaciskają
się wokół mojego nadgarstka i zmuszają mnie, bym usiadł.
Spełniłem jego rozkaz.
-Gee,
spokojnie-szepnął mi brat na ucho, tak by nikt inny tego nie
usłyszał.-Nie krzycz na niego. Daj mu szansę.
Pokiwałem
głową i rzuciłem gazetę na stół. Fun Ghoul złapał ją i
otworzył na jakimś artykule. Jego oczy wodziły po tekście z
zainteresowaniem. Po chwili podał gazetę Starowi, który też
zaczął czytać. Widziałem, jak jego usta ruszają się, tworząc
dwa słowa: cholera jasna. Bałem się. Star podał gazetę Kidowi.
Ten ją zamknął.
-Zobacz
to, Kid-poradził Star. Chłopak po chwili wahania otworzył gazetę,
a ja zajrzałem mu przez ramię. Artykuł mówił o mnie. O wszystkim
co zrobiłem. Publicznie oczerniano mnie w prasie, twierdząc, że
strefa osiem byłaby bardziej bezpieczna w rękach człowieka, który
jest bardziej opanowany i umie się bronić przed Korsem. Poczułem
się okropnie. Jak można pisać takie rzeczy? Przecież ta gazeta
wędruje do wszystkich dziesięciu stref. Poczułem się zły.
Spojrzałem na Ghoula, który teraz spokojnie jadł jedzenie z puszki
z uśmiechem na twarzy. Miałem ochotę mu go zmazać.
-Co
się uśmiechasz?!-krzyknąłem, a chłopak podskoczył na krześle
jak oparzony i spojrzał na mnie, tak jak niedawno Star: z
przerażeniem.-Czemu się uśmiechasz? Cieszysz się, że oczerniają
człowieka w prasie?
-N...nie-wybąkał
chłopak.-Prze...przepraszam. Ja nie wiedziałem, że zrobiłem coś
złego.
Prychnąłem
i wstałem z krzesła, podnosząc siłą chłopaka. Jak się okazało,
był ode mnie niższy o jakieś dziesięć centymetrów. Na jego
ramionach zauważyłem dużo tatuaży. Złapałem go za szyję i
ułożyłem go tak, by policzkiem dotykał stołu.
-Jeszcze
raz zobaczę, że się ze mnie śmiejesz ze mnie, a zabiorę cię do
Korse`a. A wierz mi, wiem jak tam trafić i nie będę się obawiał
konsekwencji. Rozumiesz?
Chłopak
przełknął ślinę i wydał ciche „Yhm”. Trzymałem chłopaka w
tej pozycji jeszcze chwilę, po czym-nie przejmując się, jak to
wygląda w oczach mojego
kolegi i brata-walnąłem go
pięścią w głowę. Killjoy upadł na podłogę niczym szmaciana
lalka.
*
Siedziałem
w jasnej sali biura Doktora Defyinga, wpatrując się tępo w
podłogę.
-Party
Poisonie, czemu to zrobiłeś?-spytał Doktor Defying po raz kolejny
spokojnym głosem. Nie odpowiedziałem.-Oczekuję odpowiedzi. Wiem,
że nie zrobiłeś tego bez powodu.
Zastanowiłem
się. Powiedzieć Doktorkowi, że walnąłem chłopaka, tylko
dlatego, że się uśmiechał? Weźmie mnie za wariata.
-No...-odparłem,
nadal patrząc na podłogę.
-Spójrz
mi w oczy-polecił Doktor D. Spełniłem jego prośbę.-Party
Poisonie, czemu to zrobiłeś?
-Bo
on się ze mnie śmiał. Przeczytał artykuł w magazynie
w którym o mnie pisali i...No jakoś tak wyszło.
Mężczyzna pokiwał głową. Przez chwilę siedzieliśmy
w ciszy. Czułem coraz większe wyrzuty sumienia, za to co zrobiłem.
Przeze mnie ten chłopak trafił do szpitala. Spojrzałem na
Defyinga. Ruszył swoim wózkiem na którym jeździł, w stronę
wielkiego okna.
-Podejdź tu-odezwał się. Wstałem z krzesła i
spełniłem jego prośbę. Wyjrzałem przez okno. Ukazywało całe
Battery City. Małe, ale pełne ludzi walczące o pokój i radość.
Przez chwilę poczułem dumę, że to ja odpowiadam za całą tę
strefę, lecz po chwili przypomniałem sobie, ilu ludzi zabrał
stamtąd Korse.
-Powiedz
mi, co teraz czujesz-powiedział spokojnie DJ. Przez chwilę nie
odpowiadałem, zastanawiając się nad odpowiedzią. Było tak wiele
emocji, których nie umiałem określić. Tak
wiele rzeczy, emocji, które trudno ubrać w słowa. Przez chwilę
milczałem, jednak wiedząc, że Doktor oczekuje odpowiedzi, zacząłem
mówić.
-Czuję...radość, smutek, ból. Ale też dumę. Dumę
za to, że Killjoye są w stanie umrzeć za wolność Battery City.
DJ
pokiwał głową ze zrozumieniem. Po
chwili powiedział, że mogę już iść i mam nad sobą panować.
Pokiwałem głową, wychodząc z pokoju i ruszając
w stronę windy.
Nie ma to jak siła Poisona ;_; Przywalił pięścią raz, a Fronczeg już wylądował w szpitalu xD No nieźle
OdpowiedzUsuńJestem okrutna XD No cóż...Poison jest silny i niestabilny psychicznie, więc z nim to się może wszystko wydarzyć (tak ostrzegam)
Usuń