wtorek, 19 listopada 2013

Hej!

Na początku chciałabym przeprosić, że tyle mnie nie było, ale szkoła i zajęcia dodatkowe zabierają masę czasu. Na dodatek cierpię na brak weny. I muszę sama sprawdzać swoje błędy, więc to też trochę czasu zabiera. Ale dziś jest, już jest, nowy rozdział. Pojawia się! 
Ędżoj!:

Rozdział 2

Podszedłem do chłopaka i trąciłem go ramieniem. Ten odwrócił głowę. Pierwsze, co zauważyłem, było to, że miał bardzo dziecięcą twarz oraz długie, brązowe włosy. Uśmiechnął się do mnie.
-Hej. Jestem Fra...-brat trącił chłopaka ramieniem.-A tak. Fun Ghoul.
-Co on tu robi?-spytałem brata. Ten przeczesał włosy palcami.
-Jestem Killjoyem-oświadczył chłopak.-Doktor D kazał mi iść do strefy osiem, gdyż uważa, że jest tam za mało ludzi. Więc jestem.
Po raz drugi się we mnie zagotowało. Czyli Defying twierdzi, że jestem beznadziejny i dodaje mi kolejnych ludzi do opieki?
Zmiąłem gazetę w ręku. Oddychałem niespokojnie, patrząc na Ghoula, który spoglądał na mnie spokojnie. Poczułem jak palce Kobry zaciskają się wokół mojego nadgarstka i zmuszają mnie, bym usiadł. Spełniłem jego rozkaz.
-Gee, spokojnie-szepnął mi brat na ucho, tak by nikt inny tego nie usłyszał.-Nie krzycz na niego. Daj mu szansę.
Pokiwałem głową i rzuciłem gazetę na stół. Fun Ghoul złapał ją i otworzył na jakimś artykule. Jego oczy wodziły po tekście z zainteresowaniem. Po chwili podał gazetę Starowi, który też zaczął czytać. Widziałem, jak jego usta ruszają się, tworząc dwa słowa: cholera jasna. Bałem się. Star podał gazetę Kidowi. Ten ją zamknął.
-Zobacz to, Kid-poradził Star. Chłopak po chwili wahania otworzył gazetę, a ja zajrzałem mu przez ramię. Artykuł mówił o mnie. O wszystkim co zrobiłem. Publicznie oczerniano mnie w prasie, twierdząc, że strefa osiem byłaby bardziej bezpieczna w rękach człowieka, który jest bardziej opanowany i umie się bronić przed Korsem. Poczułem się okropnie. Jak można pisać takie rzeczy? Przecież ta gazeta wędruje do wszystkich dziesięciu stref. Poczułem się zły. Spojrzałem na Ghoula, który teraz spokojnie jadł jedzenie z puszki z uśmiechem na twarzy. Miałem ochotę mu go zmazać.
-Co się uśmiechasz?!-krzyknąłem, a chłopak podskoczył na krześle jak oparzony i spojrzał na mnie, tak jak niedawno Star: z przerażeniem.-Czemu się uśmiechasz? Cieszysz się, że oczerniają człowieka w prasie?
-N...nie-wybąkał chłopak.-Prze...przepraszam. Ja nie wiedziałem, że zrobiłem coś złego.
Prychnąłem i wstałem z krzesła, podnosząc siłą chłopaka. Jak się okazało, był ode mnie niższy o jakieś dziesięć centymetrów. Na jego ramionach zauważyłem dużo tatuaży. Złapałem go za szyję i ułożyłem go tak, by policzkiem dotykał stołu.
-Jeszcze raz zobaczę, że się ze mnie śmiejesz ze mnie, a zabiorę cię do Korse`a. A wierz mi, wiem jak tam trafić i nie będę się obawiał konsekwencji. Rozumiesz?
Chłopak przełknął ślinę i wydał ciche „Yhm”. Trzymałem chłopaka w tej pozycji jeszcze chwilę, po czym-nie przejmując się, jak to wygląda w oczach mojego kolegi i brata-walnąłem go pięścią w głowę. Killjoy upadł na podłogę niczym szmaciana lalka.
*
Siedziałem w jasnej sali biura Doktora Defyinga, wpatrując się tępo w podłogę.
-Party Poisonie, czemu to zrobiłeś?-spytał Doktor Defying po raz kolejny spokojnym głosem. Nie odpowiedziałem.-Oczekuję odpowiedzi. Wiem, że nie zrobiłeś tego bez powodu.
Zastanowiłem się. Powiedzieć Doktorkowi, że walnąłem chłopaka, tylko dlatego, że się uśmiechał? Weźmie mnie za wariata.
-No...-odparłem, nadal patrząc na podłogę.
-Spójrz mi w oczy-polecił Doktor D. Spełniłem jego prośbę.-Party Poisonie, czemu to zrobiłeś?
-Bo on się ze mnie śmiał. Przeczytał artykuł w magazynie w którym o mnie pisali i...No jakoś tak wyszło.
Mężczyzna pokiwał głową. Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy. Czułem coraz większe wyrzuty sumienia, za to co zrobiłem. Przeze mnie ten chłopak trafił do szpitala. Spojrzałem na Defyinga. Ruszył swoim wózkiem na którym jeździł, w stronę wielkiego okna.
-Podejdź tu-odezwał się. Wstałem z krzesła i spełniłem jego prośbę. Wyjrzałem przez okno. Ukazywało całe Battery City. Małe, ale pełne ludzi walczące o pokój i radość. Przez chwilę poczułem dumę, że to ja odpowiadam za całą tę strefę, lecz po chwili przypomniałem sobie, ilu ludzi zabrał stamtąd Korse.
-Powiedz mi, co teraz czujesz-powiedział spokojnie DJ. Przez chwilę nie odpowiadałem, zastanawiając się nad odpowiedzią. Było tak wiele emocji, których nie umiałem określić. Tak wiele rzeczy, emocji, które trudno ubrać w słowa. Przez chwilę milczałem, jednak wiedząc, że Doktor oczekuje odpowiedzi, zacząłem mówić.
-Czuję...radość, smutek, ból. Ale też dumę. Dumę za to, że Killjoye są w stanie umrzeć za wolność Battery City.
DJ pokiwał głową ze zrozumieniem. Po chwili powiedział, że mogę już iść i mam nad sobą panować. Pokiwałem głową, wychodząc z pokoju i ruszając w stronę windy.

2 komentarze:

  1. Nie ma to jak siła Poisona ;_; Przywalił pięścią raz, a Fronczeg już wylądował w szpitalu xD No nieźle

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem okrutna XD No cóż...Poison jest silny i niestabilny psychicznie, więc z nim to się może wszystko wydarzyć (tak ostrzegam)

      Usuń