Cześć!
Tutaj Bulletproof Blade. Będę tu pisać opowiadania yaoi o członkach zespołu My Chemical Romance.
Tak więc, pojawi się zaraz pierwszy rozdział. Będzie trochę przynudzania, dopiero później będzie trochę akcji. Mam nadzieję, że nie uśniecie :)
Endżoj!:
Rozdział
1
Słońce przedostawało
się do pokoju mimo zaciągniętych zasłon. Podkuliłem nogi i
ukryłem twarz w poduszce. Usłyszałem, jak ktoś wchodzi do pokoju
i siada na krześle obok łóżka.
-Poison,
wstawaj-usłyszałem. Udałem, że śpię. Człowiek westchnął.-Wiem,
że nie śpisz. Wstawaj.
Niechętnie wstałem i
otworzyłem oczy. Obok mnie siedział Jet Star, jak zwykle ubrany w
brązową, skórzaną kurtkę, ciemne spodnie i glany. Z kieszeni
wystawał jego granatowy raygun. Jego afro zasłaniało większą
część jego twarzy. Z fryzury wystawały okulary, które często
zakładał zamiast maski. Ziewnąłem, spoglądając na kumpla, który
siedział obok mnie i patrzył mi w oczy.
-Co się stało,
Jet?-spytałem. Chłopak nie odpowiedział.
Wstałem z łóżka i
zdjąłem z siebie za dużą, szarą koszulkę: pamiątkę z czasów,
gdy mieszkałem w New Jersey, oraz spodnie, które musiałem obciąć,
gdyż były na mnie o wiele za duże. Nałożyłem na siebie obcisłe,
szare spodnie, biały T-shirt, granatową skórzaną kurtkę,
czerwone, skórzane, rękawiczki bez palców i podarte, stare
trampki. Nie miałem wstydu przebierać się przy swoim koledze czy
bracie. Dawno się do tego przyzwyczaiłem.
W końcu- jako główni
Killjoysi- mieszkaliśmy w jednym, wielkim domu, który podarował
nam Doktor Defying. Więc jak ktoś miał problem, albo zachorował,
nie trzeba było iść przez pół Battery City, tak jak wcześniej.
Wziąłem swój żółty
raygun i schowałem go. Jak to się mówi, przezorny zawsze
ubezpieczony. A ja i reszta Killjoyów nosiliśmy rayguny dla obrony
przed Drakuloidami. Skinąłem na Stara, który odpowiedział tym
samym i wyszedł razem ze mną z domu. Ruszyliśmy w stronę małej
kawiarenki. Tumany piasku wzbijały się w powietrze i po chwili
opadały na dół. Szliśmy w ciszy.
-Poison...-zaczął Star.
Odwróciłem głowę w jego stronę, a kilka czerwonych kosmyków
opadło mi na oczy.-No...
Nie dokończył zdania,
tylko wpatrywał się we mnie.
-No co?-warknąłem. Star
się zatrzymał; wiedział, co zaraz się stanie.-Co?! Co chcesz mi
powiedzieć?!
Krzyczałem. Tak głośno,
jak tylko można. Zdzierałem sobie gardło, ale nie obchodziło mnie
to. Chłopak patrzył na mnie przerażony. Często krzyczałem, ale
teraz musiałem go nieźle przestraszyć. Ruszyłem dalej, gdyż mój
kolega nie był w stanie nic powiedzieć. Po chwili usłyszałem, jak
biegnie i łapie mnie za ramię. Odwróciłem głowę w jego stronę.
Przełknął głośno ślinę, patrząc mi w oczy.
-Party, co się stało?
-Nie nazywaj mnie
tak-odpowiedziałem, wypuszczając się z jego uścisku.-Wiesz, że
nazywam się inaczej, więc czemu mnie tak nazywasz?
-Party. Masz mi
powiedzieć, o co chodzi.
Westchnąłem. Chcesz tego
Star? Chcesz wiedzieć, co to jest ból, smutek? Wątpię. Pytasz, bo
czujesz, że musisz. Myślisz, że wyżalenie się mi pomoże.
Usiadłem na masce jednego
z porzuconych samochodów terenowych z rysunkiem pająka na masce i
zrzuciłem z siebie kurtkę. Star usiadł obok mnie. Spojrzałem
koledze w oczy.
-Chcesz wiedzieć? Dobrze,
powiem ci tyle, że Korse zabija ludzi. Zabija lub się nimi bawi.
Czasem po prostu tu przychodzi i zabiera nam Killjoyów, robiąc im
wodę z mózgów i tworząc z nich Drakuloidy. A wiesz, kto jest za
to odpowiedzialny? Ja. Tylko i wyłącznie ja. Nie mogę się
zajmować każdym z osobna i Korse ich zabiera. Myślisz, że niby
czemu jest nas tak mało?-mój głos zaczął się łamać. Pierwsza
łza spłynęła z mojego oka i popłynęła po moim policzku.
Starłem ją wierzchem dłoni. Nie mogłem płakać. Nie po tym, co
przeszedłem. Poczułem, jak mocne ramię Stara klepie mnie po
ramieniu, próbując dodać mi otuchy. Zacisnąłem mocniej wargi,
próbując powstrzymać łzy, które cisnęły mi się do oczu.
Siedzieliśmy chwilę w ciszy. Po chwili usłyszałem jak Star pyta:
-Już w porządku, Poison?
Kiwnąłem głową i
zszedłem z auta, zakładając z powrotem kurtkę. Ruszyliśmy w
stronę kawiarenki. Starałem się ukryć to, że płakałem. Nikt
nie może wiedzieć, że szef Killjoyów jest słaby. Przecież
Doktor Defying wybrał mnie, bo jestem silny psychicznie, oraz
wydawało mu się, że jestem godny zaufania. Ale go zawiodłem,
pozwalając, by Korse zabijał ludzi lub robił z nich Drakuloidy.
Doszliśmy do naszego
celu. Mała kawiarenka ozdobiona masą graffiti oraz z „drzwiczkami”,
czyli pociętymi na prostokąty kawałkami gumy. Podszedłem do
stojaka z gazetami. Na prawie każdej widniało to same zdjęcie:
Korse uśmiechający się do nas bezczelnie i ukazujący swoje zęby.
Pod zdjęciem widniał napis: Korse zabija coraz więcej ludzi.
Niebezpieczeństwo. Najbardziej zagrożona jest strefa szósta.
Cudownie...Nasza strefa, nasze
Battery, jest najbardziej zagrożone. Jeszcze mi tego brakowało do
szczęścia: ludzie będą stąd uciekać i w końcu zostanie nas
tylko trójka. A trzy osoby nie są w stanie zabić Korse`a i masy
Drakuloidów.
Wziąłem
jedną z gazet, chcąc ją pokazać innym i wszedłem do środka.
Wzrokiem szukałem stolika, przy którym siedzieli Kobra i Star. W
końcu go zauważyłem. Podszedłem do niego i omal nie dostałem
zawału: przy stole siedział jakiś chłopak i dyskutował z moim
bratem, nie zwracając na mnie uwagi.
Bardzo fajnie piszesz! :D Tak czysto, nie powiem wciągneło mnie ;)
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny post i życzę sukcesów! :D
Pozdrawiam :)
http://nejfan-13.blogspot.com/
Bardzo dziękuję za miłe słowa. Miło wiedzieć, że komuś się podoba.
UsuńPosty będę dodawać, jak będę mieć czas, więc to będzie nieregularnie.
Nominacja do Liebster Awards, więcej tutaj
OdpowiedzUsuńhttp://lifedreamscometrue.blogspot.com/
Ah, okej. Zaraz zobaczę :)
Usuń